Nasza mołdawska przygoda....

Po Mistrzostwach Świata w Rydze zakończonych dla nas ogromnym i niespodziewanym sukcesem można powiedzieć że rok 2015 rozpoczęliśmy nieco spokojnie. Myśl była głównie taka: to pierwszy rok Youth czyli tańczymy z parami które są o rok i dwa lata starsze a to dużo, dodatkowo dajemy sobie czas na spokojną pracę, rozwój, "dorastanie" w każdym tego słowa znaczeniu. Przez myśl nawet nie przeszło że już początek tego roku to nowe wyzwania, którym sprostać bedzie bardzo trudno.

Mistrzostwa Polski ustawiają nas na podium w nowej kategorii wiekowej a co za tym idzie Mistrzostwa Europy. I na dodatek praktycznie już bo w kwietniu. Czyli czasu na wszystkie nasze przemyślnia brak. Ale postanowiliśmy podejść do tematu spokojnie. W sumie to fajnie że już w pierwszym roku nowej kategorii mamy możliwość uczestniczenia w takiej imprezie. Doświadczenia zdobywane w takiej "mistrzowskiej" rywalizacji są nie do porównania z żadną inną imprezą, nawet na najwyższym poziomie.

Więc wyruszyliśmy w podróż do stolicy Mołdawii Kiszyniowa. Państwo ciekawe, inne od tych do których jesteśmy przyzwyczajeni. Dla nas trenerów to tochę powrót do czasów dzieciństwa ( patrz PRL ale taki na bogato z marmurami i żyrandolami na pół miasta ;)), dla dzieci poprostu wszystko jakieś biedne i stare. Ale cóż różnica pokoleń. Nam się podobało było w tym coś uroczego ;)

Ale wyjazd do Mołdawii to przede wszystkim milion wniosków które mogliśmy wyciągnąć. Znaleźliśmy się drugi raz w życiu w sytuacji która jest mało komfortowa i dla tancerzy i dla nas ale jednocześnie bardzo pouczająca i zmuszająca do szukania zupełnie nowych rozwiązań, Szukania tam gdzie do tej pory nie zaglądaliśmy. I to jest fajne. Jednak pozdróżę kształcą, a "porażka jest po prostu szansą żeby spróbować jeszcze raz, tym razem bardziej inteligentnie" Henry Ford

Było super :)))))))))